9 września 2019


Chciałabym powrócić do szitpostowania chociaż raz w miesiącu albo w miarę regularnie, ale nie wiem czy bym dała radę. Motywacja do robienia wpisów ciągle gdzieś ulatuje i nie jednokrotnie chciałam coś napisać, ale jakoś nie mogłam. Jeszcze ta kolorystyka i Tsukiś zaczął mnie trochę wnerwiać, ale! Wszystko jest już dobrze i tak oto jest Kondziowo. O tym za chwilę.
W ciągu tych paru miesięcy niby niewiele się nie zmieniło, ale coś jednak. Jak zazwyczaj męczyłam bułę mojej kumpeli, że jeśli będę miała być z kimś w związku, tudzież sobie kogoś znajdę to nie będzie po osoba z Polski. Śmiałam, śmiałam i wyśmiałam w końcu. Znamy się parę miesięcy, ale po tygodniu znajomości mieliśmy wrażenie, że znamy się rok, also zabawna sprawa: Eureka did good. W fajnalu poznałam sporo ludzi, w tym jednego dziada z którym znam się od prawie 5 lat i utrzymujemy stały kontakt, moi przyjaciele z aury grają również (chociaż opuścili fc, ale to długa historia i niewarta świeczki i guess) no i poznałam brytolskiego dziada, z którym jestem na odległość. Zabawniejszy jest jeszcze fakt, że mamy podobne poczucie humoru i doświadczenia, a co za tym idzie, jesteśmy typowo dziwną parą, like...
- Fuck you, i hate you.
- You know you dont. >:3
Typowy dialog, kiedy kradnie komendacje.
Ogółem dobrze się dogadujemy, dowalamy sobie nawzajem również (jakżeby inaczej) i jeszcze ani razu nie było kłótni. Także wszystko powoli może zmierza ku lepszemu, chociaż moja noga jak była porypana tak jest do tej pory (za niedługo minie rok).

Baby boi, baby

Moja miłość do piętnastki na ten moment się uspokoiła (wciąż jestem salty o to, co zrobiono z nią), miałam też niezłą obsesję z Touken Ranbu, do którego mam zamiar powrócić prędzej czy później gdyż: mój harem sobie czeka na rozkazy, mam do obejrzenia stage play i muszę rewatchnąć katsugeki jeszcze raz bo Mutsuś, also Shokudaikiri stoi na moim biurku i smirkuje do mnie. Mommy sprowadziła mi nendo dziada parę miesięcy temu za co jestem jej bardzo wdzięczna. Cyknełabym fotkę, ale nie mam pomysłu sadly. :< W każdym razie: jest piękny i gdybym miała więcej pieniędzy to bym pewnie kupiła większą i droższą figurkę, ale nie mam, także rip.
Co do fajnala:
Vivi wróciła do bycia kotkiem. Well... na obecny moment. Miałam jedną fantazję i przez długi czas się nad tym zastanawiałam. Jest śliczna, ale denerwuje mnie fakt, że po fajnalu lata tyle kotów. Z Au Rą miałam mniejszy trochę problem, ale nie wiem z czego to wynika. Ogółem o fajnalu musiałabym zrobić odrębny post któregoś razu, ale to się jeszcze zobaczy, albo raczej moja motywacja zobaczy.
Właśnie co do mommy:
półtorej tygodnia temu postanowiła mnie odwiedzić, jako że rzuciłam: "odwiedzaj kiedy chcesz, ja się nigdzie nie wybieram, a i tak siedzę w domu" i miała ochotę. Okazało się, że z Kartuz droga jest bardzo prosta i trwała tylko półtorej godziny, a ja siedziałam w środę jak na szpilkach oczekując jej. To był pierwszy raz jak widziałyśmy się tylko sam na sam, jako że nasze spotkania zazwyczaj były w pięciosobowej grupie i znamy się od 4 lat, prawie 5. Pomimo tego, stresa miałam jak nie wiem (nie wiem czemu tbh) i gdy napisała na discordzie, że jest na podwórku to wyleciałam jak szybko mogłam, stanęłam w drzwiach i niby to nie krzyknęłam, ale też nie byłam za cicha z moim cześć, a w głowie miałam: omg, Zei przyjechała, omg. I nie chciałam jej puścić jak się przytuliłyśmy na dzień dobry. Czas minął miło (chociaż początek był trochę dziwny i cichy, ale to minęło). Przywiozła mi gry na ps4 i herbaty, co bym mogła spróbować (z czas na herbatę, właśnie od niej się dowiedziałam, że herbaty stamtąd są mega), w zamian podarowałam mały rysunek z nią i Prompto. Gadałyśmy  życiu, o przyszłym spotkaniu z grupą, o grach i gejozie, obejrzałyśmy parę filmików, ogółem czas minął bardzo miło i w pewnym momencie zachciało nam się spać: co jak co, ja mało spałam i było ponad 30 stopni wtedy, a ona o mało nie zasnęła za kółkiem. Powspominałyśmy, poopowiadała co tam u Oli (Aicia wtedy siedziała w Hiszpanii, how dare she) i po 16 musiała jechać. Pytała się mnie co mam zamiar ograć jako pierwsze i w sumie nie wiedziałam, pożyczyła mi Detroit, Kh 2.5 bodajże,  P5, Niera. Tales of. Zdecydowałam się na Detroita jako pierwszego z paru powodów:


oczywiście jestem rok spóźniona jeśli chodzi o content, fandom, etc. Jak zawsze. Detroit był grą o której nie miałam zielonego pojęcia, że w ogóle istnieje, aż któregoś dnia, yt walnął mi półtorej minutowy trailer do gry, jak oglądałam coś i zdecydowałam się zobaczyć cały, a nie skippować. Koniec końców stwierdziłam, że gra wygląda ładnie i interesująco i jeśli któryś z youtuberów będzie robił gameplay to go obejrzę, bo nie miałam wtedy ps4. Premiera przyszła, memy były wszędzie, a Kondzio wyskakiwał z każdego możliwego miejsca, z którego mógł. Na tumblrze był jeden mem, który zakotwiczył się w mej głowie i gdy akurat byłam w tym momencie gry, przypomniałam sobie o nim i... poważną scenę cholera trafiła, ale wracając: przeszłam grę i nie powiem, że całą, bo jest w cholerę wyborów i ścieżek, którymi można iść. Nie widziałam spoilerów, nie zdecydowałam się, by obejrzeć jak Jack gra, chociaż chciałam i wyczekiwałam. Zagrałam i nie żałuję: co prawda musiałam zrestartować ostatni rozdział (wybrałam nie to co chciałam, a chciałam by wszyscy przeżyli ;-;) i się udało. Connor został deviantem, Kara ze spółką uciekła, Markusowi rewolucja się udała, więc yay! Tbh pierwszy raz grałam w taką grę (mass effect się nie liczy, bo miał aktualnie gameplay) i ilość wyborów zwaliła mnie z nóg. Grafika robiła również wrażenie, a postacie i ich chara development był świetny. Wiem, że się swego czasu rozpływałam nad Until Dawn, ale...
ja chcę kontynuację Detroit. ;-; pokochałam wszystkich głównych bohaterów, ale Kondzia chyba najbardziej, z czego z OMG JAKI ON KJUT, JAKI PUPPY, OMG, przeszło na walking living or dead at this point meme. Serio uwielbiam Konrada i Bryana, ale czasami nie mogę się powstrzymać od śmiechu.



Ogółem fabuła opowiada o niedalekiej przyszłości i od tego, że świat uzależnił się od androidów: kazdy ma praktycznie własnego, na każde zawołanie i we wszystkim mogą wyręczyć ludzi. Do zabawy mamy 3 różnych androidów i to od nas zależą ich losy. He he. Losy. Z pierwszym z jakim mamy do czynienia jest Connor aka Kondzio, andek, plastic shit, asshole, pick whatever you want at this point. I od razu na wstępie dostajemy po gębie: "ale ja nie chciałam by android zajął się tym! No wtf!" Kondzio nic sobie z tego nie robi i idzie się bawić w detektywa i negocjatora. Pierwszy chapter i gra rzuca w nas od razu wyborami i grą w sumie na czas. Najgorsze co może się zdarzyć to, to, że spedzimy za dużo czasu i nasz deviant, którym jest android zabije siebie i dziewczynkę, którą mamy uratować, albo jeśli źle zaczniemy z nim rozmawiać, tudzież nie znajdziemy wystarczająco dowodów. Możemy go zabić, albo grupa operacyjna może to zrobić, tudzież Kondzio może się poświęcić co zrobiłam pierwszy raz jak grałam. Moja mina? "OMG ZEI, ZABIŁAM KONDZIA, JA NIE CHCĘ, NIE CHCIAŁAM, NIEEE". Skończyło się na tym że reloadnełam grę. Następnie po udanej tudzież nieudanej misjii poznajemy kolejnego androida, którym jest Markus (już samo imię wywołało u mnie uśmiech na facjacie) i w jego krótkim czapterku dostrzegamy nienawiść względem androidów, zaś ostatnia bohaterką jest Kara i okazuje się, że po "przypadkowym wypadku, w którym samochód ją rozjechał" poznajemy i ją. Każdy z bohaterów prędzej czy później dostaje towarzysza podróży i to zależy tylko od gracza, jak potoczą się ich losy. Zabijemy ludzi? Uciekniemy? A może spierdolimy misję na rzecz "nie mogłem złapać/zabić", przez co program naszego andka będzie powoli świrował i od nas będzie zależało też czy staniemy po stronie androidów, tudzież ludzi.
Tak, mamy rewolucję, są problematyczne tematy, segregacja rasowa w sumie nawet i nie żartuję. O grze można powiedzieć sporo, naprawdę sporo, a fakt, że moja kumpela zaczęła ją kochać sam o sobie świadczy. Nie jest osobą, której odpowiada taka stylistyka, ale gra jej się spodobała i chce więcej. Ogółem tymczasowo tkwię w zawieszeniu, bo zawsze coś szipuję. Zawsze. Tym razem skłaniam się ku Kondziowi i Ninesowi. Bosz. Nie wiem czy brać to jako selfcest czy nie. Szczerze, nie żałuję czasu spędzonego z grą i mam ochotę ja nabyć na stałe, bo naprawdę jest warta świeczki. Właśnie:
memy.
Gdzie nie spojrzę detroit become meme. Kondzio to meme sam w sobie, przez : "hello, im Connor, android sent by cyberlife" every fucking time i to, że jest wiele sposobów na zamordowanie go. Nawet nie żartuję. Sama Emila zaczęła mi mówić, że się pastwię nad biednym Kondziem, zaś następnie sama wpadła w głupi śmiech, gdy po raz kolejny go zabiłam (i tak, jest za to acziwment, nosz w mordę). W fanfiki się jeszcze nie rzuciłam, ale myślę, że to kwestia czasu i tego, jak będę szitpostowała o tym na twitterze. Co jak co, nie czytam ich tyle ile kiedyś, ale będę musiała zacząć bo trochę tęsknię. Tęsknię trochę też na narzekanie na blogasku, no, ale. Jakbym się zmusiła to bym może coś napisała. Póki co, zobaczę jak długo ten wpis sobie powisi nim ruszę tyłek do nabazgrania czegoś nowego. :"D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz