22 lutego 2015

Not a barbie, but still pedo pandel

Nie ma to jak znikające żelki, które były przeznaczone na livestream, tudzież dzisiejsze dwa filmiki zostały pozostawione na pastwę dwóch żarłocznych dzieciaków, albo i trzech. Ostał się tylko jeden. Grrr.

Nie miałam tego tak zacząć, ale jestem zupsetowana. No bo no, kto normalny przychodzi i bez pytania wyżera nie swoje żelki?! Będę musiała się nacieszyć cytrusowym piwem, uh. :<

Dobra, bo wstęp za długi wyszedł i nie na temat. Zresztą jak zawsze. Rozbroiło mnie pewne stwierdzenie walentynkowe, jakoby ludzie będący singlami były najnieszczęśliwszymi istotami w ten dzień i próbują się opędzić od zuych myśli, że są sami i coś tam robią by zająć swoje myśli. Oj, wiem, powinnam walnąć z anonima, tudzież od razu pod wpisem komentarz, ale wolę tutaj to napisać. Wyrosłam trochę z pisania komentarzy pod wpisami, bo nie czytam żadnych blogasków, oprócz analizatorni. No, ale. Zabawny jest sam fakt, że należę do tej singlowej jednostki nie od dziś i cholera. To były pierwsze walentynki w moim życiu, które były piekielnie udane i szczęśliwe. Nie żartuję. Zresztą w poprzednim wpisie wszystko jest. I jakoś widząc te wszystkie pary podczas mojego spaceru były obojętne i również to, że jestem sama. Hell, byłam szczęśliwa! No, ale, no, ale. Nie mój wpis, nie moja opinia, nie będę się za bardzo wgłębiać w to. Trochę o artystycznym shiecie:



Myślałam, że zostanę zlinczowana, ale mój fanart osiągnął dwadzieścia jeden "lajków" z dwoma czy trzema reblogami i w tym dwa favy na da i rikłest do przyłączenia do klubowej galerii. Nie było tak źle. : D Zawarłam na tumblrze parę słów co by w nadziei, że zostanę "znoticowana" po raz drugi, no, ale wiedziałam, że tak nie będzie, chociaż i tak nie narzekam, bo nawet się cieszę, że mogłam coś dodać do tumblrowych picasso. W końcu dwa miesiące w fandomie i brak jakiegokolwiek rysunku czy (bleh) fanfika woła o pomstę do nieba. Co do samego rysunku - męczyłam się parę godzin (większość z tłem) i po poprawieniu zauważyłam dopiero błędy. Jak zawsze ostatnio. No, ale Tiny Box Tim się udał. I ogółem postawiłam na chibika, chociaż w głowie mam parę innych pomysłów.  Na kolorowanie nie narzekam, bo jest dobre, chociaż mogłoby być lepsze, gwiazdki zajęły trochę czasu, sparkle również, ale efekt i tak jest dobry jak na mnie. Również rozmawiając z Emilą usłyszałam, że mam wyrobiony styl, na co zaczęłam narzekać, że zbyt słodki. W sumie dalej taki jest, widać to zresztą po chibikach. Ubleh. Chyba nigdy moje rysunki nie będą wyglądały tak poważnie jak bardzo bym chciała. I nawet jeżeli naszkicuję coś angstowego to i tak będzie widoczny taki nieco lukier. Przynajmniej dla mnie. Mamo, jak ja będę rysowała Zena, gdy ukaże swe prawdziwe ja? Przesłodzony angstowy Zen - fak je! Dobra, zeszłam z tematu - szczęśliwie się uważam za fanarcistkę. Jeszcze bardziej i będę kontynuowała rysowanie senpaia. Bo w sumie... pierwsze podejście było: "OmG. Stres, stres, taki stres, że mam ochotę płakać". Ale potem przeszło mi, gdy kliknęłam "wyślij". Myślę, że to kwestia przyzwyczajenia. Im częściej się rysuje daną osobę, bądź dla kogoś coś to z upływem czasu się uspokajam. Stres się zmniejsza, a ja mam jako taki support od fellow Markiplietów. : D W sumie to nie wiem za co mam się wziąć - za fanart, za fajnalowy fanfik czy też za Zena. Gosh. Za dużo czasu poświęcam na jego osobę. On nawet nie jest główną postacią.



Wczorajszy zrzut z livestream'u. I arena z Froshem. Musiałam coś wymyśleć, by pogodzić arenę oraz Marka. Chociaż gdyby nie było badzików to bym dała spokój, ale ok. W sumie, robienie trzech rzeczy w tym samym momencie na jednym ekranie jest trudne. Oglądanie, pisanie z lordem puddingiem oraz walka. Jeszcze w międzyczasie pisałam na czacie. Poor Yoshi. I poor Mark. Był chory i zmęczony. Ale naprawdę było dobrze. Żałuję tylko, że nie mogłam trochę zdonatować, ale jak będę miała pieniądze to zrobię to. C: Najbardziej co mi się wbiło w pamięć to wspólne czirowanie z ludźmi na czacie, albo *facepalm*. Pan od "notice my dick" został strollowany, jak również Mark przez ludzi wykrzykujących, że ma iść w drugie drzwi, które okazały się błędne. Ja tylko siedziałam cicho i paczyłam bo nie grałam w tę część Mario i wolałam nie krzyczeć z tłumem. Yoshi - ultimate kill. Mam nadzieję, że Mark czuje się lepiej niż wczoraj bo pod sam koniec wyglądał jak kupka prawdziwego nieszczęścia i parę razy zemarł. X"D Albo moment w którym ktoś zapytał o ten nieszczęśliwy sos i "mam go tutaj", a ludzie od razu: "NO, dont do it Mark, NOPE". To byłby zły pomysł. W każdym razie - był to mój pierwszy livestream i nie narzekam, bo było naprawdę dobrze. Ponoć mają być raz w miesiącu, chociaż nie wiem czy przeżyję dwunastogodzinne livestreamy. Serio. A jak coś to mam przecież telefon i konto na twitchu. Jeszcze co do eternal sagi - mam zrobić żurek. Polski żurek bo pudding lord chce go. A jeśli do końca roku tego nie zrobię to spotka mnie coś zuego. Frosh potrafi być przekonywujący, haha. A, no i jeszcze jego: " not barbie, but still pedo" mnie zabiło. Nie ma to jak mieć miano pedo pandla. :"D Co do pandla: jakiś czas temu śniło mi się, że Mark zaczął grać w eternal sagę na s33. I stwierdził, że boi się od tej pory pandlów, bo na arenie trafił na Dj. Nie dziwię się w ogóle. Też się jej boję na arenie.

Ogółem patrząc na mego tumblra to zrobił się taki... Markowy. Normalnie, aż strach. Ale pewnie z nadejściem marca i kwietnia będzie dużo tewa i dissidii. Yay. Właśnie, marzec- na żywo będzie nagrywany panel z Pax east. Yaay. Będę mogła wziąć udział w konwencie z youtuberami. Dziękuję za internet i livestreamy. Teraz to ogromnie doceniam. ;_; Tylko strefa czasowa. No nic, dwudziesta to nie taka zła godzina. : D Najwyżej usłyszę, że mam się zamknąć.

Oh, jest jeszcze coś:
człowiek, który chciał uważać się za twojego przyjaciela, zrywa kontakt, pisze ostatni raz w sprawie pracy domowej, którą ma do szkoły, a na wiadomości nie odpisuje. Dobra, nie to nie. Ale rozbawiło mnie to, że na mój widok od razu zaczęła coś grzebać w telefonie będąc sama. To miało być : "Ja nie widzę ciebie, ty nie widzisz mnie". Nie no, serio? Mam na to idealnego Marka:


W przeszłości pewnie bym się tym cholernie przejęła i wpadłabym w kanion, ale niee. Nie tym razem. Teraz się z tego śmieję. Bo to jest żenujące i zabawne. Upływ czasu pokazuje jak ludzie się zmieniają i nie chodzi tutaj o to, że "człek zmienił się nie tak jakbym tego chciała". Niee. Ona postanowiła ignorować mając chłopaka i czując się lepsza. Mi to tam teraz wsio rawno. Uważam, że się zmieniłam. I nie żałuję. Może na lepsze, może na gorsze. Nie mnie to już oceniać. Wiem, że zmieniłam swoje spojrzenie na świat i na wiele spraw. Wiem, też że muszę być silna, bo jeśli nie to przyjdzie pożegnać mi się z tym światem, a tego nie chcę bo mam cele i marzenia do spełnienia. Tak więc jeżeli miałabym podsumować tę sytuację: i don't caare! Powodzenia w życiu życzę. Ja mam się dobrze i nie zamierzam się dla nikogo zmieniać. : 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz