(Gif już tutaj bodajże został wykorzystany, ale jest zbyt ekurejt co do niektórych tworów, które wynajduję i czytam)
Dzisiaj widzę się z Emilą na jakąś kawę czy cuś i tak mi się przypomniała nasza przedwczorajsza rozmowa o jej studiach, analizatorniach i pisaniu opowiadań. Jak na razie to jedyna osoba z którą mogę swobodnie rozmawiać na temat pisania i padło takie zdanie: " fanfik nie musi być wysokich lotów, mają być ciekawe i rozrywkowe". Właściwie nie zgadzam się z pierwszą częścią zdania. Szczerze powiedziawszy widziałam już parę interesująco brzmiących z opisu opowiadań, jednak po przeczytaniu paru zdań było: "weź, dotrwaj do końca. Jak zaczęłaś to skończysz". Właściwie mogłabym tutaj podać ten yaoiec z Zackiem i Genem, nad którym się rozwodziłam parę wpisów temu. Fabuła zapowiadała się nieźle, naprawdę! (W końcu go przeczytałam) Nawet sama chciałam napisać o Genie, jako o mentoru Zacka, jednakże smutno jakoś mi się zrobiło i pomysł porzuciłam. No i właśnie w tym ffie to jest to, jednakże kreacje bohaterów pozostawiają wiele do życzenia, jak i sposób opisywanych niektórych rzeczy. I to właśnie podchodzi pod "fanfikcja niewysokich lotów z ciekawą fabułą". Może jestem dziwna, ale lubię dostawać w swe łapy twory, które są napisane na poziomie, gdzie postacie zachowują się tak jak powinny i że fabuła nie jest aż taka przewidywalna, a przy tym opisy dają radę. Pomysł był niezły, ale fanfik został trochę skopany i pozostawiony niedokończony. Jeśli mowa o naprawdę genialnych opowiadaniach z fajnala, to jest parę do których mogę wciąż i wciąż wracać. Na pewno jeszcze nie raz i nie dwa przeczytam MtC, które mnie (w jakiś magiczny sposób) motywuje do rysowania, lub napisania czegoś swojego oraz Legacy - tutaj jestem co prawda parę rozdziałów do tyłu, ale autorka dołączyła do miesięcznej akcji, gdzie musi napisać w swej noweli 50 tysięcy słów - w trzydzieści dni, tak więc na razie wolę się nie rozpędzać, bo będę narzekała przez miesiąc na siebie i że za szybko nadrobiłam. Kolejnym tworem jest "Kołysanka (...)", która... po prostu wywołuje u mnie płacz (tak jak fajnal 4) i bawi się mymi uczuciami. I pomimo tego, że została porzucona to lubię ją czytać, nawet jeśli mam zostać psychicznie jeszcze bardziej dobita. No i jest jeszcze jeden twór, który ostatnio nadrobiłam i przez dwa tygodnie czułam niedosyt, bo trzeba czekać na apdejt, a jak już się ukazał nowy rozdział, to jednak wolę się wstrzymać, aż będę miała co nadrabiać. Mowa o "Shattered". Kolejny fanfik, w którym nie Cloud jest głównym bohaterem, ani Zack (bo ten ginie, chyba niezbyt wielki spoiler haha), a właśnie Gen, który zajmuje miejsce chmurki. No i ponoć to ma być Tifa x Genesis. Swego czasu, parę lat temu szipowałam ich, haha. Przy czym myślałam, że zapewne jestem jedyna, potem mi przeszło. Wracając- pomysł tknięty z trochę innej strony i z tego co się orientuję to w najnowszym rozdziale Gen wraca do ShinRa (oł, kom on. Sekryfejsy?) i zapewne grupa będzie chciała go odbić, albo on będzie ponownie na tyle głupi, by zrobić z organizacji jesień średniowiecza po raz enty. No i dzięki Bogu - postacie zachowują się tak jak powinny. No i Jessie przeżyła. Na me nieszczęście wciąga jak diabli i tak jak przy Legacy narzekam. No, ale, no, ale. Jak dla mnie fanfik musi być porządny, bo nie zdzierżę nie trzymania się jakichś zasad obowiązujących w danym świecie, OOCowania postaci i źle napisanego opowiadania z dobrym pomysłem. Njet, to nie przechodzi. Również nie znoszę ocków. Może źle się wyraziłam - Noira uwielbiam! O czym już napisałam autorce i tak - jest ockiem, jednakże fabuła opowiadania nie skupia się tylko i wyłącznie na nim. W wielu fajnalowych tworach jest ocek, wokół którego wszystko się obraca. Nie znoszę tego i zazwyczaj obchodzę takie tfory szerokim łukiem. Postacie własne występujące w opowiadaniu, ale nie grające pierwszoplanowej roli - wspaniale. I nie chodzi o to, że pojawiają się rzadko kiedy i nie mają większej roli (powtórzenie, shiet), ale jest właśnie na odwrót - ukazują bohaterowi inne wyjścia z sytuacji, kierują go, pomagają, a nie stoją i się świecą, a przy tym są merysujkami lub gerymi stu i wszyscy jego/ich kochają. Trzeba umie stworzyć własne postacie i umieć je umieścić w świecie z gier/animców/mangów o którym piszemy i poprowadzić. Bo to nie jest tak, że stworzę kogoś i o, tutaj walnę i będzie ładnie! Jeśli mają mieć jakąś przeszłość z postaciami z uniwersum w którym piszemy to te wydarzenia muszą się trzymać całości i też muszą zostać przedstawione porządnie, a nie, dostajemy jedynie liche informacje, a potem wątek który jest istotny w opowiadaniu gdzieś umyka, ukrywa się i więcej się nie dowiadujemy, gdyż autor zapomina o nim, lub postanawia wywlec na światło dzienne inną intrygę i o. Piszę o tym z własnego doświadczenia - czytelnika i pisarza fanfików. Sama popełniłam ogrom błędów, które wypisałam wyżej, ale to było wiele lat temu. I nie usprawiedliwiam się, jedyne co mogę rzec, to to, że dopiero rozpoczynałam swoją przygodę z pisaniem i tak się teraz zastanawiam.... jakim cudem cc7 miało tylu czytelników?! O.O Jak patrzę na stare wpisy to mnie coś łapie i śmieję się sama z siebie, albo wyłączam bloga. Może i miało w sobie coś ciekawego, na pewno było niecodzienne, jednakże z takim ogromem błędów wszelakiej maści i kiepskimi opisami nie powinno ujrzeć światła dziennego. Ale! Dzięki temu blogu i opowiadaniu poznałam ciekawych ludzi i nauczyłam się pisać. Może nie tak świetnie jak robią to inni, ale przy tworzeniu hetaliowego fanfika wiedziałam czego mam się wystrzegać i że powinnam z dziesięć razy sprawdzać co piszę. Nieraz było i zdarza się, że niektóre rzeczy koryguję po parę razy bo mi się nie podoba/nie ma sensu/głupota totalna. Ludzie powinni uczyć się na własnych błędach i nie zaszkodziłoby im się uczyć z błędów innych. Analizatornie również trochę mi pokazały czego człowiek powinien się wystrzegać, gdy pisze coś własnego. A gdy się nie dostaje ani krytyki, ani butt hejtów, to cóż... trzeba samemu dochodzić do pewnych wniosków.
Tak poza tym, to Dissidia mnie wzywa i tęsknota do Cecila, po raz kolejny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz