11 listopada 2013

Rysiu, rysiu

" Jesteśmy wojownikami, a bycie podłymi jest w naszej krwi".

Dzisiaj zaczynam takim jakże pięknym cytatem z filmu o małej śwince - ot, po prostu siedząc w salonie młodszy brat sobie włączył, a ja momentalnie zaczęłam gadać coś niezrozumiałego dla nie fanów Shingekina i w ogóle BRA. Co do wojowników: witaj ponownie Suikodenie i Fliku!
A tak w ogóle to żem być niepocieszoną istotą, z małym fochem, gdyż albowiem trochę przypominam Dżareda Żuleto z Marsa. Po prostu mamuśka powiedziała, że mi trochę "podetnie końcówki", a skończyło się na tym, że moje włosy, które były do pasa, to teraz są parę centymetrów za ramiona. No WTF. Ubolewam nad tym faktem, bo dziwnie i po prostu źle się z tym czuję. Stwierdziłam, że chyba po prostu będę łazić jutro w kapturze. Niekomfortowo jak nie wiem, kurna.

Ta ta da daaaa! Dzisiejsze:


Przy czym stwierdzam, że chyba jednak coś ze mnie będzie! No i te podejrzane pytania o skanery, hm... W każdym razie: Helencia, której nie rysowałam przez długi czas. Naprawdę długi. W końcu trzeba było ją narysować w takim obecnym stylu i w porządnym mundurze, no bo, czas goni, fap(b)uła się w głowie układa, a ona nie ma porządnego stroju. Tak jak reszta, ale trzeba w końcu zacząć coś robić. A tak w ogóle to me zdolności są cholernie ironiczne i sarkastyczne i tylko kpią sobie ze mnie. Serio piszę. Akurat miałam teraz dłuższą przerwę w rysowaniu - ot, chore zatoki dały się we znaki, głowa boli jak nie wiem, żyć się ledwo co żyje, lecz stwierdziłam, że coś pobazgrolę w mym "Angliku (...)", który był nie ruszany przez długi czas. Przy okazji trochę po nolajfowałam i minęło. Fakft faktem - łapało mnie coś, by chwycić za ołówek, ale jakoś nie chciało mi się tego zrobić, więc przełożyłam to na później, a że dzisiaj miałam chwilę wolną, a przy okazji popatrzyłam na różne zdjęcia ubrań, które zapisuję na dysku (późniejsze referensy do komiksu, etc), to coś mnie tknęło i po prostu nie było zmiłuj się, a że na Helenę mnie wzięło to... no, wzięło. I nieważne jak długo rysowałabym bez przerwy, to me skille są takie wredne i powiedzą : "Hehe, nie nauczysz się nic nowego, bo za często rysujesz, spadaj na drzewo debilu!" No i właśnie... przerwa w rysowaniu, uświadomienie sobie, że jednak fajnie by było coś zmienić/narysować to i to inaczej i już inne efekty. Właśnie tego nie lubię - że dopiero jak zrobię sobie jakąś przerwę i po jakimś czasie powrócę do tego zajęcia to wtedy moje skille przechodzą na wyższy poziom i jest level up. No WTF razy dwa. Nie rozumiem tego i to mnie denerwuje. Może powinnam częściej robić sobie takie przerwy i może szybciej się czegoś nauczę ? Albo może najzwyczajniej powinnam się raz, a porządnie walnąć w głowę, by mi się w środku coś poprzestawiało? Nie mam pojęcia co powinnam z tym zrobić, ale dalej będę się tym zajmowała i może za jakiś czas zacznę się bawić w digitalu za pomocą myszki, a potem kto wie, czy nie uzbieram sobie na tablet ? Jakby nie było - żyć bez tego nie umiem, bo jak za długo siedzę i nie rysuję, to coś w głowie każe mi rysować i śle właśnie po ołówek i szkicownik. Chyba jestem już po prostu tak "zaprogramowana", że nic innego nie wchodzi w grę i powinnam się zająć tym, a nie czym innym. Naprawdę, bawi mnie to i czasami załamuje, że to chyba jedyna rzecz, którą umiem robić dość  dobrze i nie potrafię tego, aż tak spieprzyć. A tak poza tym nie ma to jak być samoukiem i szokować tym faktem ludzi, którzy myślą, że biorę jakieś lekcje, czy coś w ten deseń. Samorealizacja i nauka na własnych błędach to chyba coś co mnie po prostu w jakiś sposób motywuje, a efekty moich działań dają mi mocnego kopa w tyłek, by nie porzucać tego co robię i brnąć dalej, bo będzie więcej expe, wyższy level i zadowolenie z siebie i z tego co osiągnęłam. Naprawdę wspaniałe uczucie - widzieć efekty mej ciężkiej pracy nad swoim warsztatem. Tylko szkoda, że nikt, absolutnie nikt nie mówi mi co mam dobrze, co źle, co powinnam zmienić, a co poprawić, bo muszę do tych wniosków dochodzić absolutnie sama i zajmuje to dwa razy dłużej niż powinno, ale to chyba tylko i wyłącznie znak, że po prostu jestem skazana na samotność. Smutne, ale prawdziwe. I chyba jest to też powód, że nie mam zbyt wielu ludzi z którymi się trzymam, bo po prostu człeki stronię ode mnie przez moje dziwactwo, charakter i to, że nie jestem zbyt otwarta wobec nich. Wiem, że żyje się tylko raz, ale siebie już raczej nie zmienię. Siebie, charakteru i mojej słabej psychiki. No nic, jakoś trzeba będzie iść przez życie - samemu, z bagażem doświadczeń i bez osoby, która będzie obok. Jeżeli przeżyję do trzydziestu/czterdziestu lat, to uznam to za boski cud.
A tak w ogóle: mam ochotę narysować coś jednoznacznego/lubieżnego z jakąś parką mych OC. Hm... dzisiaj jest taki ładny wieczór, więc może po sesyjce "Rival Schools" pójdę za radą mego idiotycznego i perwersyjnego mózgu i coś narysuję? Tylko nie w szkicowniku, no bo oburzenie znajomków z klasy i w ogóle "Co ty rysujesz"!

1 komentarz:

  1. aż się boję Ciebie zobaczyć w nowej fryzurce, coś mi się wydaje, że zabiorę się za nożyczki u Ciebie :P
    co do Twoich rozmyśleń na temat rysowania : bardzo fajne wnioski tu podałaś, zdanie "samorealizacja i nauka na własnych błędach to chyba coś co mnie po prostu w jakiś sposób motywuje" powinno być Twoim mottem życiowym do wszystkiego, co robisz. tak właśnie ma być - mamy być zadowoleni z siebie taktyką prób i błędów! jestem z Ciebie dumna!
    i kocham Twoje dziwactwo! :)

    OdpowiedzUsuń