2 czerwca 2013

Wannabe a pizza.

Dzisiejszy wpis jest sponsorowany przez niejaki fangame : "Hetaoni". Oczywiście: beware spoilers!


I niiie... naprawdę nie mam fangasmu Romanowskiego, czy coś w ten deseń, no, skądże znowu! I herbacia.
Tak więc, po małej dramie w fandomie ( nie będzie uploadu hetaoni, bo widzę, wszędzie sceny mmd, których nie powinno być!) był upload. To jest reupload.I tak jakoś dawno nie grałam i teraz ponownie się wciągnęłam. W sumie to ktoś w fandomie dobrze skwitował: " Hetalia to seria, która jest najszczęśliwsza, ale i tak powstają takie rzeczy smutne rzeczy jak hetaoni", czy coś podobnego. I również natrafiłam, że nasz fandom jest nieszczęśliwy, albowiem, postacie nie umierają. Przy tym częściowo padłam. A od czego jest umieszczanie postaci w naszym świecie jako zwykli ludzie ? Może odstawię to na bok, bo powoli wychodzi co innego niż zamierzyłam.
Hetaoni jest to fanowski wytwór, który był zrobiony na podstawie gry utrzymanej w klimatach horroru, jeśli mogę tak to ująć. Ogółem chodziło o to, by uciekać przed Alienem, który mieszkał w opuszczonym domu, jednakże wracając do fanowskiego tworu: Veneciano wraz z Prusakiem, Japonią oraz Dojcem przybywają pod opuszczony dom, który znajduje się z dala od cywilizacji. Grupa postanawia zwiedzić ten budynek, zaś gdy wchodzą do środka słyszą podejrzany hałas. Nihon postanawia iść i sprawdzić co się stało, jednakże gdy wraca spostrzega, że nacji nie ma. I tutaj się to zaczyna. W sumie to nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że coś takiego mnie wciągnie i to jeszcze produkcja, która jest wykonana w RPG MAKER  przez japońską fankę. Muszę rzec, że całość wyszła iście genialnie, a ogromna część ludziów czeka wciąż i wciąż od chyba dwóch lat na dalszy ciąg opowieści. Sama należę do tej grupy i słyszałam, że twórczyni Hetaoni tworzy również Hetahazard, więc może gdy zakończy tę serię to ponownie weźmie się za ten mały wyciskacz łez, jednakże nie wiem, czy to prawda. I wielce ubolewam nad tym cholernym brakiem: "Hetaoni 17 2/2", ale czekam cierpliwie, bo nic innego nie zostało. Ogółem to seria opowiada o losach państw uwięzionych w opuszczonym domu, gdzie to w międzyczasie, gdy to próbują wymyślić jak wydostać się stamtąd, uciekają przed alienem rządnym krwi, który nosi jakże piękne imię - Steve. I tak, mówię całkiem poważnie - alien ma na imię Steve. Co prawda fani go tak nazwali, jednakże przyjęło się i mamy jakże pięknego i kochanego Stefana, który to czasami wyskakuje to tu, to tam, siejąc grozę i panikę, ale o to chodzi! Chociaż czasami to jest denerwujące, gdy trzeba uciekać do kibelka przed alienem i jest tylko: "Steveeeeeeee..."
Jedną z najbardziej rozbrajających rzeczy jest kibelek. Nie to, że mam coś do kibelka, jednakże właśnie sklepem jest toaleta i jakże piękna muzyczka o wdzięcznym tytule: "Let's buy beer from that toilet" i zawsze, ale to zawsze mam uśmiech na twarzy. Taka mała rzecz, a cieszy. Również osty są genialne (by nie napisać "gejnialne") i świetnie dopasowują się w tło i daną sytuację. Takie "Requiem for a dream", "God of melodic speed metal", czy też "Calling" są nie do opisania (o ile muzykę można opisać). Naprawdę bardzo szybko popadam w osty z gier. A potem jest tylko: "Nie ma miejsca na telefonie!"
Postacie zachowują się jak postacie i to mnie najbardziej cieszy. Co prawda nie ma ciągłego "Ve", "Baka", "Aru" i innych takich, ale to jednak są ci sami bohaterzy, których zaserwował nam mistrz Hima. Są dojrzalsi i pomimo tego co się wokół nich dzieje, próbują nie zwariować chociaż to przychodzi z trudem. Bardzo zaskoczył mnie Włochy - z tego jakże głupiego pastarda, otrzymaliśmy postać waleczną, która nie ma zamiaru się poddawać i zrobi naprawdę wiele by chronić swych przyjaciół. Nawet nauczył się wiązać buty! Nawet Nihon przeszedł pewną przemianę - nie jest tak idealny, że aż denerwujący. Polubiłam go jeszcze bardziej, a co za tym idzie stał się dla wielu naprawdę niesamowitym ktosiem, który to nie jest li i jedynie dziwnym otaku. Chociaż to jego "ordinary riceball" mnie zabiło. W sumie nie mogło zabraknąć Romano i (jakżeby inaczej!) Spaina. Spain zdobył me serce tym "światowym zoo". Naprawdę Tosiek - żartować w takiej chwili?! Ale i tak i tak wyczekiwałam na objawienie się Romy, który jak zawsze jest zamkniętym w sobie bucem i "ależ oczywiście, że nie obchodzi mnie mój brat i nie przyszedłem go uratować". W sumie musiało być: " Do cholery, zejdę tam i Ciebie oklepię, debilu"! Motyw, gdzie to Italie są jednością ( odczuwanie utraty pewnej części siebie, gdy Venezito cofa się w czasie), czy też: " Wyobraź sobie, że te czerwone plamy to były pomidory", a Romano tylko "Dafug, ya idiot".
A ten screen i podpis:

pięknie podsumowuje najnowszy odcinek i skład grupy.
Oglądając po raz pierwszy Hetaoni, tuż po Romaheta, to miałam wrażenie, że Włochy jest głównym badassem i złem tego tworu. Takie stwarzał wrażenie, ukrywając całą prawdę przed wszystkimi, jednakże w następnych częściach myśli te zostały rozwiane i w mym przypadku przeniosło się na Rosję, który to coś ukrywa. Oczywiście fangame zaczął się rozkręcać, gdzieś przy jedenastej, dwunastej części, zaś "tymczasowo" skończyło się na siedemnastej części, gdzie to Venezito prawdopodobnie umarł, Spain z Romano utknęli w przeszłości, a Anglia stracił wzrok i mamy tutaj dramę wielką jak kanion. A, w międzyczasie Tosiu cholernie panikuje, widząc jak jego precious tomato ma atak serca i o. Mi też kraje się serce i mam ochoty zakrzyknąć: " Tylko nie Roma"! No, ale... znając życie przeżyje, ale co będzie dalej to nikt nie wie, oprócz samej autorki, która nie daje znaku życia. Shameeee.
Jako że, znów się rozpisałam i to nie wiem, czy brzmi to wszystko jakoś sensownie to po prostu musiałam. Przy okazji na koniec dam jakże piękny fanart.

Po czym ucieknę po herbatkę, kawę, czy jakiś sok i ponownie sięgnę po Hetaoni, gdyż przede mną jeszcze pięć rozdziałów i zacznę bić się po głowie, zadając pytanie:"Dlaczego"?! Na dodatek oczekuję na pierwszy epizod hetaoni w wersji anime, oczywiście fanowskiej, która zapowiada się naprawdę nieźle. Mam nadzieję, że wkrótce ukaże się pierwszy epizod. Tymczasem : im out, bez odbioru.

1 komentarz:

  1. mówiłaś, że nie zrozumiem, a zrozumiałam :D i... podoba mi się to! chętnie przy kolejnej okazji naszego spotkania ogarnęłabym to ;> ciekawe, w końcu jakieś dreszczyki :D

    OdpowiedzUsuń