12 maja 2013

I jak siebie zrozumieć ?

Jako że jest już dość późna pora, to jednak czasami w weekend można sobie pozwolić na dłuższe siedzenie  w internetach przy akompaniamencie One Ok Rock. Cudowną muzykę tworzą, to tak bajdełejem.
Muszę rzec, że wczorajsze tymczasowo mi przeszło, jednak nie wiem na jak długo. Najlepsze było to, że
spałam bit trzynaście godzin i rano czułam się psychicznie o niebo lepiej. Czasami w ogóle nie potrafię zrozumieć samej siebie i to mnie nieco dobija. W porządku - nie pojmować innych ludzi, ale siebie?!
I tak rekreacyjnie słuchając OOR mam ochotę coś napisać - że w sensie opowiadania. Choć i tak wiem, że niewiele osób to przeczyta, a skomentować nikt nie skomentuje, to jednak - niech anonimki mają coś zuego do pogryzienia, a ja - satysfakcję, że następny rozdział wisi na tomato. W sumie nawet nie wiem, ile rozdziałów się to doczeka i czy w ogóle to jest jakaś połowa, ale w porządku - dam radę i się nie poddam. W końcu to piąty rozdział i jakoś nie widzę sensu by porzucić ten pomysł w diabli i zacząć pisać jakiegoś UsUk, bo to przecież przyciąga i jest cholernie sławetne! W sumie co mi z tego było ? Dobra - może by kogoś przyciągnęło, ale wtedy musiałabym już męczyć tego UsUk i o, a jakoś nie uśmiecha mi się pisać o relacjach Alfred-Arthur. Tych "romantycznych" oczywiście. Jeszcze jestem w stanie napisać o nich opowiadanie utrzymane w relacjach ojciec - brat, jednakże kochankowie odpada. Dlaczego ? Ano może i dlatego, że jakoś nie widzę ich razem - jako pary. Było tak kiedyś, lecz teraz jest inaczej. Czasami widząc coś yaoistycznego z nimi coś we mnie się odzywa, ale tylko czasami. Może dlatego, że sentyment i że praca na którą patrzę jest dobrze wykonana. No nic to - zostaję przy swym prze crackaśnym i czasami emośnym Egmano, gdzie to obydwóch zastanawia się, czy on coś do niego, czy też nie, ale przecież nie powie! Boże... to chyba trochę przypomina mi mnie, chyba powinnam zacząć się bać... albo i nie. No nic.
Jakoś zaczął mnie łapać smutek, po zmiksowaniu "Carry On" Anny Tsuchiya'i i Romano ze łzami w oczach mówiącego, że nie zostanie już sam. Chyba zacznę popadać jeszcze bardziej w osobę tego jegomościa, a jutro popadnę w Damnację, albo po raz trzeci obejrzę walktrough "Resident Evil 6", gdyż nawet jeśli miałabym zakupioną szóstkę na kompa to i tak bym jej nie odpaliła. Ba! Swoje wymagania szóstka ma! Jak piątka nie chce mi wejść, no nic - kiedyś w końcu zagram! Chociaż i tak mam w planach od paru lat zamówienie czwórki i zagranie w nią, ale póki co pozostają mi filmy, screeny, gify i walktrough.
Dżizas. Pisząc o Romano i popadanie w jeszcze większe uwielbienie do jego osoby, skończyło na Rezydencie. Jak to robię to nie wiem (hit combo 99, fbtw!), jednakże "swoboda wpisana w styl" to chyba ma coś do tego, czy też nie ? No i jeszcze jedno - nie znoszę uke'aśnego Romano. Nje, niet i w ogóle! No i przy okazji "Nie lubienia" Spamano dam do wpisu... Spamano, a co! Tylko i wyłącznie dlatego, że artystka ta ma genialny styl i genialnie ukazuje ich relacje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz