24 stycznia 2013

Może wyjdę na jakieś bezdenne i głupie emośne dziecko, ale mam tego wszystkiego dosyć. Wszystkich ludzi wokoło mnie. Zawsze wszystko wygląda w taki sposób, że nic mi nie jest, wszystko dobrze. Li i jedynie udaję, bo po co pokazywać jak jest naprawdę? I tak nikt mnie nie słucha, wszyscy mi przerywają, przy czym zabierają głos i tyle mogę się wypowiedzieć, albo po prostu najzwyczajniej w świecie mam się zamknąć, bo przeszkadzam. Jeśli już z kimś rozmawiam to tylko słyszę ciągłe: "bo ja to i to... A potem tamto i tamto!" Już nawet nauczyłam się pisać "co tam?" Nie rozpisując zbytnio co u mnie, bo po prostu wiem, że ktoś chce gadać o sobie i jak zajebiście spędził swój czas. Nawet jestem ignorowana jeżeli coś napiszę, a dana osoba to najzwyczajniej w świecie zlewa i kontynuuje gadanie o sobie. Jeżeli zdarza się, że zaczynam coś gadać to i tak prędzej czy później zostanę zgaszona z różnych pieprzonych powodów. Muszę też powiedzieć, że nienawidzę kłamstwa, czy też gadki w rodzaju: " A wiesz co... jednak dzisiaj nie mogę, bo..." I zazwyczaj kończy się na tym, że osobnik nie chciał się ze mną zobaczyć i umawia się z kimś innym, przez co dowiaduję się przez fejzbuka, czy też opisy na gadu gadu. Zdarzało się to nie raz i nie dwa i wciąż mnie to cholernie wkurza, ale co ja mogę? I tak nie powiem co czuję z daną sytuacją, bo po prostu nie umiem i tylko umiem to wyrazić przez wiadomości czy też w formie pisemnej, albo - blogowej. A potem jest wielkie zuo, bo czemu nic nie powiedziałam! Czemu? Bo nie umiem. Już w latach podstawówki zamknęłam się w sobie i nie potrafię wyrazić co czuję w danym momencie. Może by było lepiej gdybym była asertywna, ale nie - nie umiem. Jestem pieprzonym człowiekiem, który miewa depresje i myśli samobójcze, a i tak kryję się z tym, chociaż może garstka osób wie, że coś ze mną nie tak. To nie jest normalne, ale co z tego? Mam dosyć słuchania tego pieprzonego "pocieszenia", które i tak gówno daje.
Ktoś na górze ciągle życzy mi źle. Czemu? Głupia operacja w wieku może czterech lat, śmierć dziadków, jebana podstawówka i gimnazjum w którym byłam ciągle gnębiona, poznanie niejakiej Anity, która mnie skopała, gdy leżałam na ziemi, złe przejścia z przeszłości o których nikt nie wie, głupia pierwsza klasa technikum, przez którą miałam ochotę nie wracać do szkoły i paru nauczycieli, zachowanie ludzi wokoło mnie i to jak mnie traktują, częściowo atmosfera w domu i niektórzy co mącą w nie swoim życiu. Również różne choroby i ta noga, dzięki której mogę mieć operację, śrubę w nodze i długą rehabilitację, która i tak nie przywróci mi pełnej sprawności. Uważam również, że mam coś z psychiką, ale co z tego, nie? Wątpię, by ktoś chciał mieć za "towarzysza" w życiu osobę taką jak ja, która w ogóle nie wierzy w siebie, jest zamknięta i zapewne nie jest w pełni normalna. Czuję się okropnie, a łzy same mi napływają do oczu, przez co czuję się jeszcze gorzej. Też słyszę, że nie mam honoru ani ambicji i że nic nie potrafię. Czuję się totalnie żałośnie. Mam tego dość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz