22 kwietnia 2016

Growo i spoilerowo


Obiecałam sobie pisać jeden wpis na miesiąc co najmniej. W sumie to wygląda dziwnie, jak w archiwum leci i leci a tu brak miesiąca. Welp.

No i 15 miałam zrobić wpis, pamiętałam i tak dalej, ale brak sił mi to uniemożliwił. Na szczęście jest już lepiej (no, może nie licząc alergii oraz problemu  z prosiakiem) i mogę ponudzić. W sumie cieszę się, że mam miejsce, gdzie mogę męczyć i spamować.  Twitter tego przykładem- beware, kiedy resubuje na fajnala!

A dzisiaj parę gier w jednym wpisie i przynudzania ogrom, bo... grać mi się nie chce w ak, a w bnsie muszę wybrać fakcję, niestety mój brat nie pamięta w jakiej fakcjii jest i to mi trochę uniemożliwia, orz. Wracając, ta ta ta daaaah!


~*~

Aura kingdom ps




Tak, wciąz w to gram, po takim czasie. Bo ludzie, bo apdejty, bo Zen musi jakoś wyglądać, bo lancer kiedyś wyjdzie. Tak, lancer. I sobie jeszcze poszczekam na niego.
W sumie w samej grze niewiele się zmieniło, a ja odpuściłam sobie publikowanie cokolwiek w tagach prywaciaka i korzystam z twittera. Po prostu zaczęło mi jechać elityzmem i jeżeli czymś odstajesz to ludzie mają cię gdzieś. Lub też nie należysz do pewnej gildii albo "nie uważasz tego i tego za senpaia". Wth. Zabawny fakt - sama tych ludzi złączyłam w jedną grupę, tylko po to by zostać z niej wywalonym. Gg Zen. Gg.
W sumie mam to już gdzieś, bo mam swoją dziwną gildię, która kocham i czasami nienawidzę. I dobrze mi z tym. Jeżeli ktokolwiek zobaczy Zena babkę ubraną na ruszofo w towarzystwie innych bab- to ja i pewnie mamy jakieś... odpały, brzydko mówiąc i znając życie modlimy się do Gigasa.



Niestety ostatnio gildia jest nieco pusta, a mi się nie chce samej nic robić.
Na st też chodzimy zazwyczaj w pięć osób do jednej i tej samej gildii i zazwyczaj ubieramy się tak samo, albo w te same kolory. Już się jakoś tak przyjęło:



(serio, lepiej nie pytać co my mamy z tym ruszofym)
Albo z nudów z guardianką biegamy po mapach świata wypatrując dziwnych miejsc:



Zdarza się też że Zen się zbuguje i o:


kto jak kto, ale...

Ale na ogół staram się by wyglądał majestatycznie i przypominał Zenka, chociaż w ak jest ooc. Totalnie ooc, ale nie przeszkadza mi to, bo dzięki temu w głowie tworzą się zabawne sytuacje i na litość, przestań emować!
A tak serio, czasami muszę go zamienić w babkę, bo stroje są za ładne.
Gejmplej w ogóle się nie zmienił - nic a nic. Dalej latasz po dungach by zarabiać kasę na ulepszenie ekwipunku, recepty wciąż mnie nienawidzą- nieważne ile wrzucę lucky charmsów i kart i jeszcze! duszków na expa i loot. Nic, zero nadaaa~. Zostałam bez złota bo musiałam zgwiazdkować broń  na 4, wydałam 1.5k na to, także rip. Team pracuje nad st hell mode, gdzie to nocturnal jest rip, potrzebujesz bardów i tanków, jest bardzo trudny, a tak w ogóle to znerfujmy normalne st. >:) Tzn lpki z niego lecące. Nie podoba mi się to i nie mam zamiaru biegać na dwa st w sobotę i kolejne dwa w niedzielę. Serio, mam nie mieć innego życia poza ak?


~*~ 

Blade and soul:


Zenek. Znowu, ponownie. Ile można? Ano można i to dużo razy!

Ten akurat skrin był zrobiony na oficjalnej grze, bo wystartowała i po stworzeniu go jako warlocka, który... został wykasowany. Nie potrafiłam się za bardzo odnaleźć, ale został odtworzony na nowo (z tą różnicą że inna klasa i zamiast blizn, ma tatuaże) i na innym serverze, bo znajoma tam gra. Najbardziej w tej grze denerwują mnie... męskie głosy. Nie, serio mówię. Nie jest ich wiele i jeden gorszy od drugiego. Z dziesięć razy się bawiłam, aż w końcu skończył z najmniej... lubieżnym. Serio. Kill me plz.

Ale wracając do samej gry:

po dziesięciu albo i więcej razach w końcu się przekonałam do niej. Naprawdę szło to topornie na początku i to baaardzo, ale im dalej w las i tak dalej. Historia zaczęła robić się ciekawsza, a spoilerować nie chce mi się za bardzo, więc powiem tylko tyle, że Vialluśką utknęłam przy ośmiu mistrzach. I tak - zrikreajtowałam tutaj Viallę. Dajcie mi tylko summonerską klasę a zmejnuję ją. To już zboczenie po fajnalowe. A że mój inner sziper się odezwał to skończyłam z familliarem... Aymericiem. Kill me plzx2.


Zabawny fakt - mogę swojego summona później "zedytować". Oczywiście jak będę pro op i bogata. Ostatnio śmiałam się z ludzi ganiającymi z summonami większymi od swej postaci, welp. Dlaczego on musi być taki tol! 
Ale już by nie pisać o fajnalu bo na to przyjdzie pora później: 
ta gra jest piękna. Naprawdę piękna. Trudno jest się nie zatrzymać i podziwiać widoków a przy okazji natrzaskać milion pięćset sto dziewięćset skrinów. 
Co do gejpleja: na początku trudno mi było się przyzwyczaić do bns mode. Z każdym ruchem myszki kamera się obraca. Ale im dłużej w to grałam tym mniej mi to przeszkadzało, aż w końcu się przyzwyczaiłam tak, że w ak zapominam, że to tak nie działa. Zaś klasyczny mode jaki preferuję, tutaj jest... do kitu. Nope. Nie sprawdza się jak dla mnie.  
Chciałam się zalogować i zrobić skrina, ale gra mi nie pozwala, oh well... 
Dungeony zaś... moge je solować. Te na 6 osób. Z małym problemem, bo koci Aymeric zmarł na jednym, ale dałam radę. Szczerze to spodziewałam się czegoś takiego jak w fajnalu- df czy cuś i nie możesz wejść samemu. Nope. Masz oddzieloną lokacje specjalnym portalem przez który wchodzisz i lecisz przed siebie zabijając mobki i do bossa. Sama aż się zdziwiłam, że dałam radę, pomimo tego, że wyskoczył komuniat mówiący mi, że jestem za słaba i bym znalazła pt. No to tego. Mówi się, że jak ma się skille to można solować każdy dungeon i chyba tak będę robić, bo jakoś nie uśmiecha mi się czekać bór wie ile na pt i failować. Wystarczy mi tank summon i mogę tak iść~. 
A to już z bliska: 


jako że nie ma niczego smoczego, a kocie uszy dziwnie tu wyglądają to zdecydowałam się na coś innego. Jeszcze chwila a byłaby śnieżną panterą, haha. Ogółem podoba mi się to jak wyszła. Głos też ma dobry, więc tutaj nie narzekam. Jedyne na co mogę to to, że jak próbuję włączyć skill przez pomyłkę kliknę na klawisz obok albo parę i włącza się sto różnych okienek. Oh well... 
Także tego- rozrywka niezła, fabuła nawet dobra, dungeony...well... jak ma się skilla można je solować, a lokacje majestatyczne. Właśnie lokacje - nie ma tam dnia i nocy. Każda lokacja ma swoją porę dnia i pogodę, która pozostaje niezmienna. Nie, to nie fajnal, czy ak - tam to się przynajmniej pora dnia zmieniała, haha. Ale nie przeszkadza mi to i świetnie oddaje nastrój. Także tego - gra dobra, podoba mi się. :3


~*~ 


Final Fantasy XIV: Gears of Change

Tak. Wiem. Znowu. To samo przy Zenku. Aleeee...


Tym razem odnośnie pacza, inne rzeczy poszczekają na inne wpisy. Fabularnie mój inner sziper Vialle x npc się odezwał i cierpi. Ale najpierw: omfg, moje kochane fc! I inne.
Te wredne badziole zabrały mnie na mój pierwszy rajd eva:


na void ark.
Ogółem: jesteś w swoim party, ich jest chyba 3 jak się nie mylę i po prostu lecisz z tłumem i bijesz wszystko co się da. W sumie pilnujesz swojej grupy by ich nie zgubić bo jednak 24 osoby w jednym pomieszczeniu to trochę dużo. Warto było i byłam naprawdę zdumiona i podekscytowana. Każdy boss ma oczywiście inna strategię. Drugi boss... ctulhu. To tego. Trochę się pośmiałam.
Potem... wygłupialiśmy się. Ot tak: bo była nas szóstka, przy czym pokazali mi jak wejść na dach fc.

Ładne są stamtąd widoki i miło się akfaczy. Jeszcze zabawniej jest jak się wraca po dwóch godzinach i:


hewwo there. Jeszcze ktoś naprzeciwko nas afkaczył na dachu na Ravańskim birbie, który sparklił jak cholera. A tak w ogóle: Brocolli i Paissa. Zawsze!

Potem postanowiłam zrobić ruletkę, bo trochę brakowało mi tomów na ekwipunek i byłam...carry. Raz zostaliśmy zabici, bo hiler nie zrewiwował mnie ani drugiego dpsa. Ale mając otwartą stronę ze strategią i mówiąc co mamy dalej zrobić daliśmy radę:



Muszę powiedzieć, że to było trochę dziwne ale i fajne doświadczenie. Ale nie, następnym razem nie walnę się sama na to. Wiedziałam, że weźmie mnie na coś, na czym byłam tylko raz. To już wolałam tego Fractala, którego nienawidzę, oh well.

W końcu też zlevelowałam swojego conjuera i stała się Vialluska białym magiem~. A co za tym idzie:


Unicorned. I haa! A jeśli o nich mowa:


Nie zapomniałam zrobić skrina tym razem~. I szczerze... te 265k miało iść na pokój w fc, ale... nie mogłam się powstrzymać i polowałam na niego. I muszę powiedzieć jedno- chyba mam do nich słabość. Ta gra robi ze mnie coś dziwnego.
Zaś przy okazji robienia zaległych klasowych questów dla lancera:


wyglądało to tak jakby Moon był giverem questa.
W nocy zaś przed pójściem spać biegłam z dwójką znajomych i ich kumplem do low lvl dungeonie bo musiał go przejść. Skończyłam jako hiler i jak zawsze musiałam misstabnąć. Na szczęście przeżyliśmy wszyscy i na spokojnie zrobiliśmy go, a przy okazji Carrot (no bo imię ma skomplikowanie i skończyło na carrotce XD) dołączył do naszego małego fc.
A kolejnej nocy, dwa wredne chłopy zapytały czy nie pójdę z nimi na ruletkę low lvlową. Skończyłam jako hiler w tym cholernym Ifricie!
Przedostatniego dnia Flan się zabrał i Ray.
Muszę mówić, że znowu leczyłam na Ifricie? I to na dodatek w cleric stansie przy końcu? Dps silny we mnie jest.
I ostatnie raczej z rzeczy fckowych i ogólnych:


Miałam na żywo pokaz Adamantoise'a. Przy czym stwierdziłam, że to jest to. To jest ten mount którego chcę. Skończyło się na tym, że patpatowałam fat cata. Zawsze się kończy fat catem albo paissą.
I potrzebuję Gobbue jako mounta. Ale jestem zbyt leniwa by robić sylphowe daily. Kill me plzx3.

A co by spoilerów uniknąć i tak dalej to pod czytaj więcej będzie...no więcej i odnośnie fabuły :3





czuję pewną niechęć do liderów Eorzy. Zróbcie ze mną co chcecie, ale, no kurde. Jeśli w Ishgardzie byłoby grand company to chyba bym swoją zmieniła. Ale za chwilę o tym.
Scioni zaczęli szukać Minfilii bo ta dalej sobie gdzieś tam lewitowała, koegzystowała/wstaw co chcesz. Przy okazji zobaczyliśmy się z jej matką i dwoma dobrze nam znanymi npcami, którzy byli jej ochroną. Oczywiście to nasza wina, że niewinna Minfilia zaginęła i jak mogliśmy na to pozwolić! No, how dare you you idiot!
W końcu skończyliśmy w Matoyas Cave, bo u babuszki jest specjalne wejście do Antitower. I stamtąd prosta droga do naszej liderki. Prosta. Taaaa.
Przy okazji Thancred jest bardzo zdesperowany i oh well:



Yep. Thancred no. No, plz no. Not you. Chociaż i tak mam ochotę mu przywalić w łeb i to porządnie, bo mnie zaczął denerwować. Chodziło o to, że po prostu przez magiczną teleportację kocicy stracił swe magiczne umiejętności i jeśli wszedłby tam to by już nie wrócił. Shiet happens, bro.
A to:


to był moment w którym byłam: "no, zeby ciebie cholera wzięła". Czyli mam oddać swoje życie, by ją przywrócić? No wtf. Ale nie. Pozwólcie mi zostać w tym Ishgardzie... mam dość tego całego hirowania.
A co do Antitower:
wredny dungeon. Trudne bossy. Ostatni w szczególności:


Ten kto zna fajnala 4 zna też i te cholerne laleczki. Dps mi tłumaczył co na każdym bossie robić i serdecznie podziękowałam jemu za to. Stwierdził, że jak na mój pierwszy raz to wyszło całkiem nieźle. Szczerze? Zemarłam tam dwa razy, haha.
Po walce magicznie zamieniamy się w sailor moonkę:


tak na poważnie:
zostajemy przeniesieni do mateczki Halone, którą okazuje się być...no, Minfilia, bo plot twist:


Podczas endingu realm, gdzie trzeba uciekać Minfilia postanawia wracać do Y'shtoli i Thancreda, niesiona głosem...no, matki. I właśnie wtedy zostaje zabrana do... świata pomiędzy? Właściwie jej ciało i dusza zostaje przejęte przez Halone, która jest za słaba by gadać do nas.
I mamy o:


siedem razy, blah blah. To ósmy teraz i zwyciężymy! Czy cuś w ten deseń. Przynajmniej Vialle nie wydaje się być tak pozytywnie nastawiona bo lecąc i wysłuchując tej historii jej mina mówi wszystko:


Zaś po powrocie babuszka Matoya podsumowuje ten cały cyrk:


eeeh, proszę zgadnąć o kim pomyślałam w tym momencie po raz pierwszy w tym patchu ?
Innymi słowy mówiąc: Minfilii już nie ma, trzeba odnaleźć Papalymo i Ydę, wziąć udział w kolejnej wojnie przeciw Nidhogowi, uratować Estiniena (idk how but we will do this! Or try...) i patrzeć by żaden z Fortempsów nie zginął, ani głupi lord commander. Bo jest głupi. Totalnie idiotycznie... kogo ja próbuję oszukać:



Ostatnia osoba, która proponowała to samo zginęła. *lies on the floor*
Nienawidzę go, naprawdę.
Miała być miła i przyjazna konferencja, czy co tam chcecie z Draviańczykami, niestety plany trochę wzięły w łeb bo:
Emm się zemował już jakiś czas temu (dżizas krajst, nie potrafię wymówić ich pełnych imion plz kill mex4) i nie potrafił racjonalnie myśleć. W sumie, kiedy umiał... Artoiel (czy jak się tam zwiesz, no kurczę no) musiał wybyć z Lucią poza Coerthas, więc zostaliśmy z młodym Fortempsem, Honoritem i Thancredem sami. I cyrki się zaczęły:



Ten kubol jest większy od mojego z którego piję codziennie. Idk how. I jakie kolory, na litość. Vialluśka taka jest, nawet jak była Miqo'te (btw wymyśliłam całkiem niezły background czemu się zamieniła w Au Rę, hue hue). A Thancred:



No, jakbym chciała spać. Dzięki. Przez ten czas co go nie było się... zdupczył, no kurczę. Ale wracając:
słyszymy, że to nie nasza wojna i nie powinniśmy brać w niej udziału. A przedtem dostajemy po twarzy retrospekcją tej dziewoi, która ukazuje nam hejt do Draviańczyków i do władzy. I jeszcze więcej hejtu, bo Emm krzyczy do żołnierza, by coś zrobił z tą dziewoją, to wziął i strzelił do niej z łuku. Oh well... good job. Ludzie oczywiście zaczynają kwestionować intencje smoczków, a nasi elezenowi przyjaciele znikają. Oczywiście scena z trailera, gdzie Honorit leży sobie majestatycznie w tle zostaje wyjaśniona- chciał powstrzymać ludzi przed gadaniem bzdur na temat no... swego pana i tego co kobieta nawygadywała, więc dostał wpierdziel. A gdy go znajdujemy Viallka (tudzież twoja postać) ma ochotę walnąć Emmowi, za debilstwa które plecie, ale zostaje powstrzymana przez Thancreda, który po małej wymianie zdań sam to robi, orz. I dostajemy długi dialog na temat "próbowałem najlepiej jak mogłem, ale i tak sfejlowałem" czyli powrót Thancreda z początku gry.
Przygotowania sfejlowały, ale genialny elezen ma kolejny genialny pomysł:


dżizas krajst, what the heck is wrong with you.
A papa Fortemps słysząc co zrobił jego syn, postanawia go ukarać. A my musimy go szukać, bo dupek uciekł.


Thancred, plz.
W końcu uciekinier się odnajduje, mówi, że chciał zwalić winę na kogoś, no, ale nie było na kogo. Z jeden strony przywaliłabym mu patelnią, a z drugiej patnęła po głowie. Bo widać, że to zagubione dziecko. I czasami głupie. Aż przypomniało mi się pierwsze solo duty z heavenswarda, gdzie trzeba go ochraniać, a w międzyczasie wszyscy biją ciebie i jego i wpada Haurche. God. I ma iście epicką wstawkę. A potem raczy nas tekstem o życiu. Wth. Jednakże nie schodząc z tematu:


kolejna gadka, kolejne Aymericowe mądrości. Emm w końcu decyduje się walczyć u boku lorda (kolejny nam wyrasta na hirosa) a my dostajemy jakże kolejną ciekawą ofertę:





nawet jeżeli by były dwie opcje to i tak wybrałabym tę samą. W końcu niecodziennie walczy się dla Ishgardu~. A przy okazji zmniejszania skrinów: hnggg, why he is soo precious and beautifull lil shiet? Or big... I tak! Jeden raz? Mogę więcej.

Thancred mnie zwalał z nóg za każdym razem. Ale to:





*lies on the floor again*
Whyyyy---.

I po tym dostajemy mega osomaśną cutscenkę. Byłam za bardzo zaoferowana nią, aniżeli robieniem skrinów. W końcu dochodzi do walki pomiędzy ludźmi z Ishgardu, a Eorzą. Stajemy po stronie elezenów oczywiście. Walka polega na naparzaniu się po ryjach ile wlezie i ta strona, która nazbiera najwięcej punktów wygrywa. Innymi słowy: po każdej ze stron jest jedna osoba, która jest oznaczona...eeeh specjalną magiczną liną? Idk what that was- za zabicie jej dostaje się ogrom punktów. Naszym zadaniem jest naparzenie tych ludzi i obrona naszych. W pewnym momencie, gdy zbliżamy się do licznika walka jest przerwana i dostajemy kolejną cutscenkę, w której dzieje się parę różnych rzeczy: pojawia sięcyklopik z coerthanskiego FATEa, Thancred go odciąga w siną dal, Raubhan chce się z nami pobawić, a Aymeric no... nie chce do tego dopuścić. W końcu frunie sobie, a my jesteśmy na solówce z generałem:


jest... fajna i trudna. Podobała mi się i chyba nawet chciałabym więcej!
Napomknę - po tym na tumblrze wybuchło małe szaleństwo i sobie śmieszkowali z lorda. Cough cough. A ja się nie mogłam doczekać tego.

Emm się cieszy jak dziecko:


i chyba aktor głosowy Haurche wziął jego rolę *cries* Przynajmniej brzmi tak jak on.

A tutaj następuje dość ciekawa rozmowa na temat wol'a:


to był ten moment w którym byłam: WTH Nananmo, WTH.
Zabijcie mnie, zróbcie co chcecie, ale pod koniec 2.55 żaden z liderów nie zrobił nic, by uratować wol'a. Co prawda, coś tam chcieli próbować, ale w końcu "no, to chyba my nie będziemy przeszkadzać" i wszyscy se poszli. Przez długi czas nikt stamtąd się nie zainteresował czy wol żyje, ma się dobrze, etc. aż do momentu, kiedy trzeba odbić generała i "wszystko wraca do normy". Welp.
I nie masz za co przepraszać, no skąd.
W końcu Nanamo mówi, że przestała się wkurzać, po tej jakże epickiej walce i nie ma za co przepraszać. Mała kurwica mnie wzięła, brzydko mówiąc. A Thancred... dodał swoje trzy grosze, mówiąc, że odwaliłam całą robotę, gdy oni zbierają honory. I tutaj można wtrącić: Scioni robili to samo.
A ten skrin:


ktoś po wyjściu patcha wtrącił, że ta scena wygląda jakby robili sobie selfika. Wyłączyłam całe hud i no...
A to kolejne do mego szipowego piekła:


*cries even uglier than before*

A ta scenka, gdzie okazuje się, że z Honoritem wszystko w porządku była... kjutna:



No i weź ich nie lub.

W końcu dochodzi do konferencji, na której pojawia się Estinien w towarzystwie Nidhoga i nasz kochany assowaty dragon dźga Vidofnira, straszy nas i ucieka. Aymericowy atak nic nie robi  i żegnamy się ze smoczkiem.
Patch kończy się ogółem trochę emośnie, a Alphi obiecuje, że uratuje Estiniena, choćby nie wiem co. A na sam koniec dostajemy zuego Aymerica w swej małej...no kanciapce- no dobra, pokoju- który zapewne obmyśla jakiś plan. A Lucia się paczy. A ja cierpię.

To było wredne, bo jeszcze dostaliśmy przerywnikiem po oczach z 2.55 i wesołym kempingiem w Mogglej krainie.


W skrócie mówiąc: jak zawsze story było dobre. Dungeon mniej, ale to się wytnie. I tyle zrobiłam w ciągu czterech dni - cały patch, normalnego Alexandra, Void Ark, nowy quest z Hildibrandem (to też innym razem) i trochę lvlowania. I jak tylko wyjdzie nowy patchto wskakuje w hype train wraz z innymi. I coś mi mówi, że będziemy cierpieć wszyscy, oh well...to w końcu 14.
I wciąż jestem zeszejmowana robieniem skrinów npcom. Nie wiem czemu. I nie poknęłam Aymerica. *cries again*
Także wyszło długo. Miałam zamiar pisać jeszcze o roczku w 14, ale i tak ten wpis jest chyba najdłuższym jaki do tej pory tutaj powstał. Pewnie jak się dorwę do gry to znowu zrobię to samo tutaj. Poza tym - mam zamiar napisać o pewnym prima aprilisowym żarcie, który miał miejsce, a który był okrutny, i o Hildibrandowych questach, bo jeszcze tego nie zrobiłam. ;w; A jeśli chodzi o rysowanie - armor Aymerica to zuo. Jeszcze większe niż ten co rysowałam Zenowi.
*finally dies*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz